"Spójrz na mnie teraz, czy kiedykolwiek się nauczę?
Nie wiem jak, ale nagle straciłam kontrolę
Ogień płonie wewnątrz mojej duszy
Tylko jedno spojrzenie i mogę słyszeć bicie dzwonów..."

19.05.2014

II


2 maja
Nie wiem nawet, która jest godzina ani jaki mamy dzień. Wiem tylko, że właśnie się obudziłam i że za oknem jest ciemno, ale nie jestem pewna, czy to jeszcze środek nocy czy niedługo zacznie świtać. I wiem, jak wygląda mój pokój:
Białe gładkie ściany
Białe, cienkie zasłony
Biała marmurowa podłoga
Biały chodnik z owczej skóry na białej marmurowej podłodze
Łóżko z białym prześcieradłem i błękitną narzutą
Biała szafka nocna z małą, srebrną lampką, która świeci na niebiesko
Grecja na hiszpańskim zadupiu... W gruncie rzeczy podoba mi się ten widok, przypomina mi pokoje pensjonatu, podobny jest też do tego z miejsca 37G - biało, biało, biało i tylko gdzieniegdzie prześwituje błękit. Aaa, i jeszcze jeden drobny szczegół - gniazdko w ścianie jest jakieś dziwne i absolutnie odmawia współpracy z przewodem zasilającym mojego komputera. Zastanawiam się, jak wygląda reszta domu. Nie miałam okazji go obejrzeć, bo gdy tylko ciocia Tally pokazała nam pokoje, padłam na łużko jak nieżywa. Trochę dlatego, że naprawdę byłam wykończona po pięciu godzinach podróży, a trochę dlatego, że spłakałam się na lotnisku jak bóbr.
Tak, tak, płakałam.
Bynajmniej nie w ukryciu.
Zupełnie jak dziecko - porażka.
Kiedy wysiadałam ze samolotu, byłam tak wściekła i załamana, że po prostu wybuchnęłam płaczem. I chociaż wiedziałam, że głupio wyglądam, zupełnie nie potrafiłam przestać. Tak jakby nagle coś we mnie pękło i nie mogłam nic, absolutnie nic na to poradzić. Pocieszenia przyjaciółek oraz Petrosa nie pomogły.
Kiedy w końcu się uspokoiłam, rozejrzałam się wokół i zauważyłam starszą panią ubraną na czarno, która cały czas się na mnie gapiła, ale wcale nie w miły, babciny sposób, jak ktoś mógłby pomyśleć. Przyśpieszyłam więc kroku a potem opuściliśmy lotnisko. Patrzyłam na tabliczki informujące, że znajdujemy się w Madrycie. Co by się stało, gdybym po prostu została tu, znalazła pracę i mieszkanie i już nigdy nie skontaktowała się z rodziną? Zaczęłabym wszystko od nowa i żyłabym własnym życiem, aż w końcu bym się zestarzała. I nigdy nie wróciłabym do domu.
I kiedy już właśnie zaczynałam rozważać czy nie przedstawić tej propozycji reszcie, spojrzałam na swoje ręcę i zobaczyłam, że są całe czarne od rozmazywanego tuszu, co znaczyło, że moja twarz najprawdopodobniej wygląda tak samo. Zawróciłam więc, biegnąc z powrotem na lotnisko w celu znalezienia toalety, aby doprowadzić się do porządku. Ale kiedy w końcu udało mi się ją znaleźć, ryknęły syreny i wszyscy popadli w panikę. Wywnioskowałam, że ogłoszono jakiś alarm.

To niesamowite, jak łatwo rozpoznałam ciocię, chociaż ostatni raz widziałam ją, gdy miałam dwa lata i niewiele z tego pamiętam. Teraz wystarczyło mi jednak tylko jedno spojrzenie i już wiedziałam(kursywa), że to ona. Wcale nie dlatego, że wygląda na wariatkę, raczej dlatego, że jest bardzo podobna do mamy. Gdyby tylko mama była zadowolona i wyluzowana, i gdyby zachowała oryginalny kształt nosa, i pozwoliła, by jej przycięte równiutko przy karku ciemne włosy wróciły do naturalnego blond odcienia i zaczęły się kręcić, i gdyby zakładała wygodne ciuchy nie tylko wtedy, gdy wychodzi na plażę, to byłaby z ciocią zupełnie nie do odróżnienia.
No dobrze, właśnie zerknęłam przez okno i wygląda na to, że jest rano, bo zaczyna świtać. Odkładam długopis i wychodzę, czas sprawdzić, gdzie tak naprawdę wylądowałam.

Dwadzieścia minut później:
No dobra, jedno jest pewne - widać stąd jakąś inną miejscowość. I powiem tylko, że nawet z oddali nie ma najmniejszej wątpliwości, że jest tam o wiele ciekawiej niż w tej dziurze.
Mamy przechlapane.
Chyba Tally właśnie wstała.

Dwanaście godzin później:

Mój Pierwszy Dzień w Więzieniu Hiszpanii

1. Obudziłam się.

2. Pisałam w pamiętniku.

3. Wyszłyśmy z przyjaciółkami zobaczyć okolicę i odkryłyśmy wokół: brud, białe kapliczki, doniczki z pelargoniami, jeszcze więcej brudu, skały, a gdy wytężyłyśmy wzrok, dojrzałyśmy las oraz wspomnianą wcześniej przeze mnie miejscowość - która już na pierwszy rzut oka wygląda o niebo lepiej niż ta, na której jesteśmy.

4. Zjedliśmy z ciocią bardzo dziwne śniadanie, które składało się z chleba z masłem i miodem oraz kawy tak paskudnej, że nie tylko smakowała jak błoto, ale naprawdę po jakimś czasie ZAMIENIŁA SIĘ w BŁOTO. Serio! Petros cudem powstrzymał się, żeby nie zwymiotować pierwszego łyka, tylko dlatego, że chciał być uprzejmy. Zdaje się, że ciocia Tally domyśliła się wszystkiego po jego minie, bo zaczęła się śmiać i powiedziała, że nie musimy wypijać jej do końca, jeśli nam nie smakuje. Jeżeli cała Hiszpania jest taka, jak kawa, którą tu serwują, to te wakacje będą jeszcze bardziej do kitu, niż mi się wydawało.

5. Podczas śniadania Tally próbowała wypytać mnie o problemy finansowe rodziców, ale na szczęście porzuciła temat, kiedy tylko dałam jej jasno do zrozumienia, że nie mam ochoty na zwierzenia. Potem zaczęła opowiadać o sobie i o tym, jak przyjechała tu czternaście lat temu i nigdy tego nie żałowała. Kiedy zapytałam ją, dlaczego nie osiedliła się w Madrycie, pokręciła głową i powiedziała, że Madryt to nie jej bajka. To oznacza, że musi mieć bardzo wysoki próg tolerancji na nudę, ponieważ z tego, co widziałam do tej pory, to miejsce nie ma nic innego do zaoferowania.

6. Po śniadaniu usiłowałyśmy być z dziewczynami miłe i zaproponowałyśmy, że pomożemy zmywać naczynia, ale Tally pokręciła tylko głową i kazała uciekać nam z kuchni, więc wróciłyśmy do swoich sypialni. Ja wzięłam prysznic, rozpakowałam się i spędziłam trochę czasu sam na sam z Petrosem.

7. Potem poszliśmy do najbliższego miasta (o ile można je tak nazwać, tak naprawdę jest to po prostu mała wioska, ale niech im będzie), bo Tally chciała nam pokazać, gdzie jest jej sklep (w którym sprzedaje biżuterię i inne pamiątki), bank, sklep spożywczy i kilka innych miejsc, które mogą nam się przydać. Najwyraźniej wszystko mieści się na tej samej, małej uliczce. Kiedy Ali zapytała, gdzie znajdują się duże sklepy, na przykład jakaś galeria handlowa, ciocia roześmiała się tylko i powiedziała, że w Madrycie.

8. Po zwiedzeniu miasta wróciłyśmy do domu, wsiedliśmy do jeepa i ciocia obwiozła nas po całej wiosce, żebyśmy mogli zobaczyć trochę więcej brudu, kwiatów, skał i starych domków.

9. Po dwóch godzinach zapytała, czy czujemy duchową potrzebę, aby wybrać się do Kościoła. Stwierdziłam, że nie odespałam jeszcze solidnie podróży, więc chcę się zdrzemnąć. Nie czułam żadnej duchowej potrzeby, ale coś, co przypominało czarną rozpacz, dopadło mnie też totalne rozmemłanie. Jak sądzicie - są to oznaki deprechy? Ali oraz Lisa rzuciły podobny wykręt, Petros natomiast powiedział, że musi wysłać jakiś meil swojemu szefowi. Tu ponoć internet działa od święta, także mój chłopak korzystał z niego póki się dało.

10. Wieczorem wyszłam ze swojej więziennej celi pokoju w samą porę, żeby załapać się na kolację, która składała się z paelli, czyli potrawie jednogarnkowej na bazie ryżu i szafranu (przyzwoitej, nie, dość dobrej, ale na pewno nie rewelacyjnej) oraz jakiegoś kolejnego hiszpańskiego dania, którego nazwy nie będę nawet próbowała wymówić, a co dopiero napisać. W każdym razie smakowało jak rozbełtane lazanie. Potem powiedzieliśmy churem dobranoc i powędrowaliśmy do swoich łóżek (Petros chciał wskoczyć do mojego, ale nie wpuściłam go pod pretekstem bólu głowy. Mamy osobne sypialnie, gdyż ciocia jest wielką tradycjonalistką i obrończynią zasad moralnych).
Koniec.

PS
Dobra wiadomość jest taka, że mamy przed sobą jeszcze około stu trzydziestu dni, które zapowiadają się identycznie jak dzisiejszy Hurraa!

Pamiętnik Sophie na trudne czasy, gdy nie znajduje żadnego logicznego wytłumaczenia tego, co ją spotyka

3 maja
No dobrze, okazuje się, że mama jednak nie(kursywa) żartowała. Nie wspominałam o tym wcześniej, bo naprawdę miałam nadzieję, że po prostu zmówiły się z ciocią, żeby zrobić nam kawał. Ale wszystko wskazuje na to, że ciocia Tally żyje całkowicie odcięta od świata. Naprawdę nie posiada komputera, z dostępu do internetu w ogóle nie korzysta. Mało tego, ona nawet nie ma telewizora. To już jest totalne, niezrozumiałe dziwactwo. Wiem, że wszystkie programy byłyby i tak po hiszpańsku, więc dziewczyny i Petros guzik by zrozumieli (tylko ja z naszej czwórki znam ten język), ale pozbawianie nas dostępu do telewizji to po prostu chwyt poniżej pasa.
Teraz przynajmniej rozumiem, dlaczego rodzice mówili o niej zawsze "Zwariowana Ciotka Tally".
Przywitała nas słowami "Jak wy wyrośliście!" - samo to wiele obrazuje. A to i tak jeszcze nie wszystko. Wierzcie mi, jest tego o wiele więcej. Na przykład:

1. Ciocia rozmawia z roślinami. Serio - dziękuje im za to, że rosną, kwitną i krótko mówiąc, robią to wszystko, co i tak powinny robić. Kiedy przyłapała Lisę na tym, że podgląda ją z opadniętą szczęką, kiedy szepcze czułe słówka swoim pelargoniom, odwróciła się i wyjaśniła (z całkiem poważną miną), że to żywe i świadome istoty. Sama widzę, że są żywe, bo ich liście są zielone, a nie brązowe, ale przepraszam bardzo - świadome? Niby czego? Kiedy zapytałam ją, w jakim języku jej odpowiadają - po grecku czy hiszpańsku, uśmiechnęła się tylko tym swoim dziwacznym spokojnym uśmiechem i nie powiedziała ani słowa więcej.

2. Trzyma w domu tylko te przedmioty, które są jej potrzebne. W pierwszej chwili wydało mi się to całkiem rozsądne, dopóki nie wyjaśniła, że zbieranie i nabywanie rzeczy, których tak naprawdę nie potrzebuje, prowadzi do blokowania energii życiowej. To oznacza, że kiedy skończy czytać książkę (a czyta jak nic jedną na dzień), dziękuje jej za wiedzę, którą dzięki niej zdobyła (wierzcie mi, chciałabym żartować), a potem przekazuje ją komuś innemu. To samo z płytami, ubraniami, co tylko chcecie, niczego nie zatrzymuje, tylko dziękuje, błogosławi i przekazuje dalej. To dlatego ten dom jest taki pusty. Mam wrażenie, że mieszkamy w klasztorze, z tą różnicą, że nie obowiązują śluby milczenia. Rozmawiać można, jak najbardziej (zwłaszcza z roślinami oraz innymi przedmiotami nieożywionymi). Ja w gruncie rzeczy nie miałabym nic przeciwko ślubom milczenia, ponieważ i tak nie mam wiele do powiedzenia. Głównie dlatego, że jestem zbyt wykończona zamartwianiem się tym, jak przetrwać kolejne sto trzydzieści dni, żeby mieć jeszcze siłę i ochotę na pogawędki.

3. Zgadza się całkowicie z psychoterapeutą mamy i uważa, że dobrze mi zrobi ucieczka od "złej energii" otaczającej teraz moich rodziców, jak również odpoczynek od uzależnienia Petrosa od komputera oraz mojej "obsesyjnej konsumpcji". Cokolwiek miałoby to znaczyć.

Nie zrozumcie mnie źle, jest miła i prawdopodobnie ma dobre intencje. Ale ona naprawdę wierzy w te wszystkie bzdury, które opowiada! Nie przeczę, może to i działa w jej przypadku, w końcu SAMA WYBRAŁA życie w odludnej dziurze, ale nie JA. I chociaż dopiero co tu przyjechałam, mogę z całą pewnością stwierdzić, że życie tutaj to pomyłka najgorsza z możliwych.

___________________________

Dziękuję za wszystkie komentarze!:* Uskrzydlcie mnie!:) Były z nimi drobne problemy, ale naprawiłam to i myślę, że teraz będziecie mogły bez problemu je umieszczać. ;) Przepraszam, że tak długo Was zanudzam, chciałam ten rozdział poświęcić na opisy, obiecuję, że Cris pojawi się w następnym i znów namiesza...
Tymczasem zapraszam z Julką na: http://durante-la-vida.blogspot.com/






16.05.2014

KOMUNIKAT

Zapraszam na moje nowe opowiadanie o Crisie: http://durante-la-vida.blogspot.com/
P.S nowy odcinek "Moich wielkich hiszpańskich wakacji" już w najbliższy poniedziałek!
Pozdrawiam, Dorota

8.05.2014

I

Na kilka dni przed wyjazdem do Hiszpanii wysłałam cioci Tally list:

Kochana Ciociu Tally,
prosiłam mamę o Twój adres mejlowy, ale powiedziała, że nie masz. To jakiś żart, prawda?
Nie oto chodzi, że powinnaś mieć komputer, bo i tak zabierzemy swój laptop, ale chciałabym się upewnić, czy masz bezprzewodowy, szerokopasmowy internet, szybkie łącze, czy jak to tam się u Was nazywa,      ponieważ musimy mieć stały dostęp do sieci, bo inaczej Petros nie da mi spokoju i
Przed chwilą weszła mama i jak zobaczyła, co robię, powiedziała: "Tylko niepotrzebnie wydasz pieniądze na znaczek, Sophie, bo i tak dotrzesz na miejsce przed listem". Wyślę ten list tak czy siak, na wypadek gdyby się jednak myliła. Ale na wypadek gdyby jednak miała rację, nie będę się już dłużej rozpisywać.
Do zobaczenia wkrótce.
Uściski
Sophie


29 kwietnia.
Nie mogę uwierzyć, że naprawdę piszę w tym pamiętniku. Kiedy mama mi go dziś wręczyła (właściwie było to wczoraj), popatrzyłam na nią tylko i spytałam: co to takiego?
A ona powiedziała: - Pomyślałam, że możesz w nim pisać o tych wszystkich ciekawych rzeczach, które przydarzą ci się w ciągu wakacji.
Pokręciłam głową, przewróciłam oczami i westchnęłam tak głośno jak tylko się dało. A potem cisnęłam zeszyt na biurko i przyglądałam się obojętnie, jak zsuwa się ze sterty papierów i spada na ziemię. Mama stała bez słowa i spoglądała to na mnie, to na zeszyt.
Zmrużyłam oczy, ale nie odwróciłam wzroku. Zastanawiałam się, czy zacznie na mnie krzyczeć, czy się rozpłacze, czy może jedno i drugie.
W końcu jednak tylko pokręciła głową i wyszła, a gdy drzwi się za nią zamknęły, zaczęłam płakać.
Uważałam jednak, by nie płakać zbyt długo, bo nie chciałam być cała czerwona i zapuchnięta na pożegnalnej imprezie, którą Lisa i Ali miały wyprawić z okazji naszego wyjazdu. Koniec końców byłyśmy tylko we trzy z sześciopakiem piwa oraz chipsami.
Przynajmniej dopóki nie wykonały kilku telefonów...
No dobrze, właśnie miałam opisać, co się później stało, ale w porę się powstrzymałam. Nie byłoby to zbyt rozsądne, żeby zdradzać tutaj wszystkie sekrety. Mam co prawda wielką ochotę napisać o WSZYSTKIM, co się wydarzyło (a daję słowo jest naprawdę o CZYM), bo sądzę, że przelanie tego na papier pomogłoby mi nabrać trochę dystansu, ale nie mogę opędzić się od natarczywej myśli - a jeśli ktoś to przeczyta?
Zeszytu w skórzanych okładkach nie da się przecież zabezpieczyć hasłem.
Poza tym wrzaski dobiegające z dołu (to mama wyładowuje złości na swoich pracownikach pensjonatu) z jednej strony skutecznie uniemożliwia mi skupienie, a z drugiej każe mi myśleć o tym, co będzie kiedy Petros postanowi wpaść niezapowiedzianie (często to robi). Kto wie, czy nie strzeli mu do głowy, pod moją nieobecność, zajrzeć do tych notatek.
Wiem, wygląda to na manię prześladowczą. Jednak mając to na uwadze, lepiej na dzisiaj już skończę. Kiedy indziej i gdzie indziej napiszę może nieco więcej.
A może i nie.

Następnego dnia.
- Petros, widziałeś gdzie wkładałam czarne bikini?! - rzuciłam z drugiego pokoju do swojego chłopaka.
Siedział przed laptopem i od 24 godzin nic innego nie robił.
- Ogłuchłeś?!? Naprawdę jest mi potrzebne!
- Skąd mam wiedzieć? Ty wszystko zapodziewasz, załóż inne... - odburknął Grek.
Tego było już za wiele, miałam po dziurki w nosie jego paskudnego humoru. Wciąż okazywał niezadowolenie z powodu wyjazdu do Hiszpanii, na każdym kroku dawał poznać, że nie uśmiecha mu się spędzać cztery miesiące w jak to uroczo określił "Zapiździałej norze", przy mojej pokręconej ciotuni.
Mnie również takie wakacje nie napawały radością, jednak nie chciałam sprawiać rodzicom kolejnego zawodu, Lafteris (mój piętnastoletni brat) przecież nie mógłby za mnie tam lecieć. Końcem końców zgodziłam się odwiedzić Valldemose (nie znam dokładnej nazwy, ale chyba tak zwie się wioska ciotki), aby dotrzymać chrzestnej trochę towarzystwa.
Ciotka Tally odchodziła ponoć od zmysłów. Normalne, skoro dwadzieścia lat żyje niczym zakonnica, zupełnie sama a jej jedynymi towarzyszami są bezpańskie koty, ponieważ zamieszkuje odludzie. Chociaż smutno mi było, gdy o niej pomyślałam i wiedziałam, że potrzebuje wizyty kogoś z rodziny, to traktowałam pobyt na peryferiach, których największą atrakcję stanowił Kościół, poniekąd jak wygnanie.
Robiłam dobrą minę i tylko czasem (czytaj 29 kwietnia), okazywałam bliskim swoją frustrację.
Mało tego, namówiłam nawet ukochanego oraz przyjaciółki by jechały razem ze mną. O ile Lisa i Ali dały się łatwo przekonać, Petros nie szczędził mi wymówek... "Cztery miesiące to niemalże pół roku!", "Zmarnujemy tylko wakacje", "Zaplanowałaś szalony wypad, hura!" - podobnych tekstów było znacznie więcej.
Bałam się nawet, że odmówi wyjazdu, ale chyba sam stwierdził, że nasz związek nie przetrwałby tak sporej rozłąki.
Teraz stawałam prawie na głowie, aby nie zmienił zdania w ostatniej chwili. Zamiast urządzać niepotrzebną kłótnie, spróbowałam go nieco rozruszać.
- Co myślisz o tym? - Stanęłam w progu drzwi, prezentując Petrosowi żółto-czerwone bikini bez ramiączek.
Zmierzył mnie baardzo długim i drapieżnym spojrzeniem, a na jego usta wkroczył chytry uśmieszek. Uff, dałam radę oderwać go od monitora!
- Chętnie je z ciebie zdejmę. - rzekł, podchodząc do mnie leniwie.
- Ale czy ci się podoba?? - naciskałam.
- Jasne, ma idealne kolory na hiszpańską plaże. - stwierdził po momencie namysłu, całując już namiętnie moje usta.
Pakowanie będzie musiało zaczekać.

Podczas lotu.
Dopiero tu, w tym durnym samolocie, mogę się prawdziwie powściekać. Siedzę przed durnym, śmierdzącym staruszkiem, na siedzeniu 37G, które znajduje się w przedostatnim rzędzie, tuż przy toaletach (co, wierzcie mi, da się doskonale wyczuć). Siedzę obok okna i gdyby naszła mnie ochota podnieść zasłonę i wyjrzeć, zobaczę jedną, wielką pustkę. Serio, nie widać nic, absolutnie nic, oprócz ciągnących się kilometrami białych chmur.
Właśnie tak wysoko lecimy.
Właśnie tak daleko znajduję się od domu.
To wszystko nie byłoby jeszcze takie złe, gdybym chociaż leciała w jakieś ciekawe miejsce, ale właśnie przed chwilą spojrzałam na pierwszą stronę przewodnika, który tata wcisnął mi do ręki na lotnisku, i oto co przeczytałam na głos:
- "Valldemosa to słynny w całej Hiszpanii cel pielgrzymek, a jednocześnie jedno z najmniej skomercjalizowanych miejsc tego kraju."
- Eee, że co? Cel pielgrzymek? Jedno z najmniej skomercjalizowanych miejsc Hiszpanii? I to niby ma być fajne? - Zaśmiała się Ali, siedząca za mną oraz Petrosem.
- Dalej nie jest wcale lepiej: "Valldemosa słynie również z gołębników w formie kamiennych wieżyczek z bogato rzeźbionymi grzędami dla gołębi.
- A później autor rozpływa się w zachwytach nad jakimś durnym, naturalnym źródełkiem, bijącym na jakimś durnym rynku w jakiejś durnej dziurze zabitej, gdzie uwaga: "Mieszkańcy wioski piorą ubrania ręcznie." - dodał Petros.
- A zatem, krótko mówiąc, rodzice wysyłają mnie w miejsce, gdzie roi się od pielgrzymów, gołębi i wieśniaków, którzy piorą ręcznie ciuchy na samym środku głównego rynku. - podsumowałam, a wtedy Lisa oraz Ali wybuchnęły śmiechem.
Ja jakoś nie miałam nastroju na chichoty. Nie muszę chyba pisać, że naprawdę nie mogło być gorzej.
Powinnam być teraz w pensjonacie, pomagać w restauracji, klienci spodziewają się, że wieczorem znów dam koncert... We wakacje planowałam odwiedzić imprezową Mykonos (jest to słynna, grecka wyspa). A tymczasem lecę na koniec świata.
Wtuliłam się w tors mojego faceta, przymknęłam znużone oczy i odpłynęłam w słodką krainę. Opowiedziałabym wam co mi się przyśniło, ale nie teraz, trochę później, bo stewardessy zaczęły właśnie roznosić jedzenie, a ja umieram z głodu.

Kilka godzin później
Kochani rodzice,
piszę ten list na zalanym colą skrawku papieru, bo przypadkowy kierowca, którego złapaliśmy stopem nie miał nic innego. Tak jest, ZŁAPALIŚMY STOPA! Okazało się, że autobusy do Valldemosy jeżdżą co sześć godzin. Wielkie dzięki, mogliście nas chociaż uprzedzić...
Może nie zauważyliście, ale częściej samoloty lądują na naszej wyspie. Zastanawia mnie, dlaczego nie pozwoliliście się nam zatrzymać przynajmniej w Madrycie. To tylko sto kilometrów dalej. Super przystojny Włoch, którego Lisa poznała w samolocie, twierdzi (razem ze swoim chłopakiem), że nikt, absolutnie NIKT nie jeździ do Valldemosy.
nikt oprócz NASZEJ CZWÓRKI.
Dałam Wam szansę, byście ujrzeli na własne oczy, w jak beznadziejnym miejscu znajduje się Wasza córka.
Uściski
Sophie

Nagryzmoliłam koślawo kilka zdań pełnych pretensji. Będąc już mile świetlne od Ajos Kirkos, przestało mnie jakby obchodzić czy sprawię tym rodzicielom ból. Chciałam odegrać przez moment egoistkę i powiedzieć otwarcie co leży mi na wątrobie, bez zbędnego owijania w bawełnę i zważania na czyjeś uczucia.
- Dlaczego właściwie nazywasz swoją chrzestną "Zwariowaną ciotką Tally?" - zapytała Lisa, pewnie z nudów.
- Mama opowiadała, że jest jak bum-cyk-cyk, tak o niej mówiła i nawet się przy tym nie uśmiechała. "Twoja zwariowana ciotka Tally przesyła ci życzenia urodzinowe" - i buch, tata rzucał mi na biurko niebieską kopertę. Albo: "Twoja zwariowana ciotka Tally zrobiła dla ciebie kolczyki" - i mama machała mi przed nosem dźwięczącymi paciorkami.
Petros westchnął głęboko, no tak - on słyszał jeszcze dziwniejsze relacje.
Kiedy wreszcie dotarliśmy na miejsce, było zupełnie ciemno. Pierwsze co chciałam zrobić, po wygramoleniu się ze starego mercedesa, to sprawdzić zasięg, ale właśnie wtedy mój telefon padł. Trudno nie uznać tego za obiecujący początek wymarzonych wakacji...

_____________________________________
Jeju, nie spodziewałam się tylu miłych komentarzy! Bardzo, bardzo Wam za nie dziękuję, to jest mój debiut, dlatego tak zależy mi na szczerych opiniach! :) Jesteście kochane! :*
Pytałyście się dlaczego Cris tak dziwacznie się zachował, cóż - chciałam aby trochę namącił w jej głowie, dzięki temu też akcja rozegrała się niebanalnie. :D Mogę jednak obiecać, że już więcej nie odejdzie bez słowa.;)
P.S Informujcie mnie koniecznie o Waszych nowościach!











2.05.2014

PROLOG



Nim zacznę pisać o tym, co wydarzyło się tuż przed oraz podczas naszego pobytu w Hiszpanii, chciałabym opowiedzieć wam jak omal nie utonęłam, przeżywając jednocześnie najmagiczniejszą chwilę życia. Było to dwa lata temu na pewnej małej, portugalskiej wysepce. Oto moja historia:
Ostatniego dnia rodzinnych wakacji, wypłynęłam na wielogodzinną przejażdżkę wynajętą łodzią motorową. Niby nic wielkiego, jednak znając swego wrodzonego pecha, powinnam raczej przewidzieć, że coś popsuje mi wypad. Tym czymś była burza - zjawisko, nad którym człowiek nie ma żadnej kontroli...
Przed zachodem słońca na horyzoncie zaczęły zbierać się ciemne chmury. Dopływałam powoli do plaży i widziałam czerwone flagi na kąpieliskach przy hotelach, ostrzegające przed wysoką falą i silnymi prądami podczas odpływu. Te flagi musiały zostać wywieszone już dawno, dlaczego więc pierwszy raz rzucają mi się w oczy?
Nagle silnik łodzi odmówił dalszego posłuszeństa. "Niech to szlag" - mruknęłam, próbując go ponownie odpalić. Niestety, moje wysiłki nie przynosiły rezultatów, ani myślał drgnąć. Chyba skończyło się paliwo. Super, lepiej być nie mogło... Fale kołysały mną coraz silniej, obawiałam się, że zaraz wywrócą motorówkę.
Po chwili namysłu zrzuciłam T-shirt oraz szorty, a potem także klapki i ściągnęłam gumkę z włosów. Wskoczyłam z pluskiem do wody - ocean miał wyższą temperaturę od powietrza, a ciepły prąd kojąco opływał moje kończyny i grzał ciało pod kostiumem. Fale były wysokie z powodu nadciągającej burzy, ale ja czułam się od nich silniejsza. Płynęłam w poprzek nich, na głębszą wodę, żeby się zmęczyć. Miałam nadzieję, że uda mi się dzięki temu wieczorem zasnąć.
Zaskoczyła mnie fala, która załamała się nad głową, napełniając mi usta solą i spychając mnie w dół. Zimny prąd owinął się wokół moich kostek i pociągnął za sobą, aż kolanami otarłam się o piasek na dnie oceanu.
Wybiłam się w stronę powierzchni, choć tych kilka gwałtownych ruchów nogami kosztowało mnie wszystkie moje siły. Jeśli zdołam wydostać się na powierzchnię i utrzymać na niej, będę mogła prześlizgnąć się po grzbietach fal, płynąc równolegle do brzegu, aż uda mi się uciec od prądu, który próbował pociągnąć mnie w głębinę.
Wynurzyłam się na zimne powietrze, ale gdy już miałam odetchnąć, zalała mnie kolejna fala. Wykasłałam wodę i walcząc z próbą zrobienia wdechu, przeturlałam się po dnie.
Z siłą, której istnienia sama nie podejrzewałam, odepchnęłam się, wybijając na powierzchnie. Zamierzałam przedrzeć się przez wodę, wynurzyć i wziąć ten oddech, którego nie zdążyłam zaczerpnąć wcześniej.
Powierzchni nie było tam, gdzie się jej spodziewałam, a ja nie mogłam dłużej walczyć z przymusem wciągnięcia w płuca oceanu. W tym momencie zrozumiałam, że niedługo umrę.
Ocean wyrzucił mnie w powietrze jak śmieć.
Zaczerpnęłam głęboki, długi oddech i zaczęłam poruszać rękami i nogami, zanim jeszcze spadłam z powrotem do wody. Wiedziałam, że prąd zaraz się o mnie upomni. Nie traciłam sił na wołanie o pomoc, ponieważ plaża była pusta, ratownicy nie pilnowali tej części, a znaki ostrzegały "Wchodzisz do wody na własne ryzyko". Nawet gdyby ktoś mi się rzucił na pomoc, byłby to jakiś lekkomyślny pływak bez deski ratowniczej, prąd wciągnąłby nas oboje, a wszystko to byłaby moja wina. Przecież zapomniałam o odpływie. Jednak nagle czyjaś postać mignęła mi w oddali. Nie miałam pewności czy to aby nie przywidzenie, więc nadal toczyłam walkę z żywiołem.
Płynęłam dopóki byłam w stanie płynąć, czyli krótko. Wyczerpana, przegrana, zaczęłam ponownie opadać na dno. Czułam, że tym razem ostatni raz... I wtedy silne ręce oplotły mą talię. Wybawiciel zrobił nawrót, odbijając się od wyimaginowanej ściany, po czym wypłynął ze mną z powrotem na powierzchnię. Potem już popłynęliśmy oboje.
W końcu wydostaliśmy się poza zasięg prądu, stanęłam na dnie, pobrnęłam przez wodę na brzeg i padłam na piasek plaży w momencie, kiedy rozpętała się nad nami burza. Ulewa przygniotła nas do piasku i wodorostów.
Bardzo długo leżałam, zaciskając oczy pod naporem kropli deszczu i ciężko oddychając. Udało się. Mogłam myśleć tylko o sobie i cieszyć się, że żyję. Ale chwila... Rozpostarłam sklejone powieki, ujrzałam wtedy pochylonego nade mną, najbardziej boskiego faceta jakiego kiedykolwiek widziałam (licząc filmy, gazety i telewizję). Miał kruczo czarne włosy, ciemną opaleniznę, wyraźną muskulaturę oraz zniewalający uśmiech. Przywiódł mi na myśl posągi greckich bogów, których tak często podziwiałam w Atenach.
Chociaż byłam cała zesztywniała, podniosłam się cudem do pozycji siedzącej. Panowała między nami wymowna cisza, zmącona jedynie szumem fal i śpiewem mew. A gdy spojrzałam mu w oczy, wiedziałam, po prostu wiedziałam, że zaraz mnie pocałuje. Już-już zamykałam oczy, pochylałam się w jego stronę, kiedy uśmiechnął się ponownie, wymamrotał coś po portugalsku, czego nie miałam nawet szansy zrozumieć i odszedł. Nie biegłam za nim, zupełnie zesztywniałam przypominając pewnie sparaliżowaną.
Nie wiem ile dokładnie czasu tam przesiedziałam, z tamtego wieczoru pamiętam jeszcze przytulny bar, do którego zawędrowałam po doprowadzeniu się do ładu. Pijąc martini kieliszek za kieliszkiem, napisałam na serwetce swoją pierwszą piosenkę "Loca Por Ti". Tak właśnie zrodziła się moja wielka, obsesyjna miłość...

Oryginał:

En la arena escribi
Lo que te llego amar
Y aun no lo borra
Ni la sal del mar

Permiteme soñar
Que todavia estas aqui
Aun quiero seguir
Loca por ti

Sigo sola aqui en este bar
Me falta todo si faltas tu
Imagino tu cuerpo aqui
Con la luna a contra luz
Me quedare
Bebiendo esta copa a tu salud

Se que al amanecer
Mis lagrimas caeran
Y entre la lluvia se confundiran

Dejame continuar
Ebria y soñando aqui
Sabiendo que estoy
Loca por ti

Sigo sola aqui en este bar
Me falta todo si faltas tu
Imagino tu cuerpo aqui
Con la luna a contra luz
Me quedare
Bebiendo esta copa a tu salud

Sigo sola aqui en este bar
Me falta todo si faltas tu
Imagino tu cuerpo aqui
Con la luna a contra luz
Y no me ire
Sin antes brindar a tu salud

Me bebo esta copa a tu salud

Tłumaczenie:

Napisałam na piasku
Że przynoszę Ci miłość
Jeszcze tego nie zmyła
Nawet sól morska

Pozwól mi śnić
Że wciąż jesteś tutaj
Nadal chcę udawać że szaleję za Tobą

Udaję sama tutaj w tym barze
Brak mi wszystkiego jeśli nie ma Ciebie
Wyobrażam sobie twoją postać tutaj
W księżycowej poświacie
Zostanę pijąc ten kieliszek za Twoje zdrowie

Wiem, że o świcie
Spłyną moje łzy
I zmieszają się z deszczem

Pozwól mi kontynuować
Pijanej i rozmarzonej tutaj
Wiedząc, że szaleję za tobą

Udaję sama tutaj w tym barze
Brak mi wszystkiego jeśli nie ma ciebie
Wyobrażam sobie twoją postać tutaj
W księżycowej poświacie
Zostanę pijąc ten kieliszek za Twoje zdrowie

Udaję sama tutaj w tym barze
Brak mi wszystkiego jeśli nie ma ciebie
Wyobrażam sobie twoją postać tutaj
W księżycowej poświacie
I nie odejdę bez wzniesienia toastu za Twoje zdrowie

Piję ten kieliszek za Twoje zdrowie

______________________________________
Proszę Was o szczere komentarze, dopiero zaczynam pisać, więc chciałabym wiedzieć, czy to się komuś podoba... Za wszystkie będę bardzo wdzięczna! :*